Grim Sfirkow Grim Sfirkow
671
BLOG

Dlaczego popieram JOW-y i inne sprawy wyborcze

Grim Sfirkow Grim Sfirkow Polityka Obserwuj notkę 29

Wynik wyborów wzbudził we mnie wielką nadzieję. Jestem od dawna zwolennikiem ordynacji jednomandatowej. W zwycięstwie Kukiza widzę szansę na realizację tej idei.

Paweł Kukiz popełnia pewne błędy w argumentacji za tym rozwiązaniem. Mylące jest jego stwierdzenie, że np. wyleczy nas to z partiokracji , czy coś w tym guście. Polemiści łapią się tego stwierdzenia (tak jak Korwin – o czym zachwilę) i zaraz pokazują, że zaraz zaraz, patrzcie, w tych wyborach w UK przecież weszli prawie sami przedstawiciele najważniejszych dwóch partii. Oczywiście, że tak, tylko pytanie jakie to partie? Jakie jest ich zakorzenienie społeczne? Jakie są ich powiązania ze społeczeństwem, a jakie uzależnienie od liderów? Jaką lokalni liderzy mają pozycję względem centrali? Można by to podsumować sloganem „partia ta sama, ale nie taka sama”. Słowem – nie chodzi o to, by partie przestały odgrywać rolę w polskiej polityce, ale by te partie zmienić. By zaczęły słuchac wyborców, by lokalni działacze bardzie bali się tego, co powiedzą w ich okręgu, niż to co powiedzą liderzy partyjni.

Podam tutaj dwa przykłady: jeden literacki, drugi z życia. Oglądacie „House of cards”? To całkiem niezły obraz polityki w USA. Historia z pierwszych odcinków: znany kongresmen, trzęsący polityką partii demokratycznej w Waszyngtonie. Kiedy w jego rodzinnym okręgu wydarzyła się banalna historia: dziewczyna pisząc SMS za kółkiem na widok wieży ciśnień w kształcie brzoskwini (skojarzyło jej się z czymś innym) powoduje wypadek samochodowy i ginie, a jego lokalny konkurent nagłaśnia sprawę – zostawia całą wielką politykę, zawija kiecę i leci do swojego hrabstwa z którego jest wybierany, żeby sprawę załagodzić - tak się składa, że ta wieża ciśnień należała do grupy producentów, z którą trzymał. Jeśli by przepadł w swoim okręgu, to nic mu nie pomoże i z polityki wyleci.

Teraz u nas: w ostatnich wyborach, z moim okręgu (jednomandatowym) startowało dwóch silnych lokalnie kandydatów. Jeden z PiS, drugi z lokalnej grupy samorządowej. Obaj byli dobrze znani, mieli swoje plusy i minusy, ale nikt inny się nie liczył. Jeden z nich podpadł partyjnej górze i w ostatniej chwili partia odmówiła mu rekomendacji – mimo jego zaangażowania. Nawiasem mówiąc, to ten człowiek nie był bez winy, bo paroma głupotami lokalnemy PiS-owi zaszkodził. Na jego miejsce został wsadzony młody, nikomu nie znany człowiek, którego główną zaletą było ponoć to, że przez ostatnie parę lat nosił za kimś ważnym teczkę, czy był jakimś asystentem. Jaki efekt? Ano taki, że PiS stracił okręg. Ludzie zagłosowali na tego, kogo dobrze znali. Grupa samorządowa, z której startował ten drugi kandydat kompletnie umoczyła – ale on mandat zdobył. W ordynacji proporcjonalnej było by to niemożliwe. Ponieważ w Wołominie ogólnie wygrał PiS, to człowiek wsadzony przez "górę" miałby jak nic mandat radnego, a kandydat z lokalnego ugrupowania przegrał by z powodu startu z niewłaściwej listy.

JOW-y powodują, że politycy muszą się liczyć ze zdaniem wyborców. Jeśli przestaną, albo mechanizm JOW zignorują, stracą miejsca w parlamencie na rzecz konkurencji. JOW jest bezlitosne wobec podziałów partyjnych – dlatego wymusza tworzenie szerokich bloków. Powoduje też, że partie muszą angażować ludzi znanych lokalnie, a nie znanych Panu Prezesowi, oraz że już wybrani przedstawiciele muszą interesować się na bieżąco problemami swojego okręgu – jeśli oczywiście poważnie myślą o reelekcji.

Zastanówcie się więc – chcecie wszechwładzy partyjnych liderów, czy raczej chciecie kontrolować to, co robią? System JOW daje wyborcy o wiele większe możliwości kontroli sceny politycznej.

Teraz o Korwinie – jego sprzeciw wobec JOW nie dziwi mnie. Niestety, wychodzi tu jego politykierstwo skrzyżowane z cwaniactwem. Facet sobie – logicznie – wykombinował, że jemu JOW-y się nie opłacają. Bo przecież to on jest liderem partyjnym, jego siła polityczna zasadza się na sile jego nazwiska, które może się przełożyć na zwycięstwo listy wyborczej, którą ułoży. A jak będą JOW-y? To p. Janusz Korwin-Mikke ma duże szanse na mandat. Jeden. Reszta – przeważnie ludzie nieznani i z nikąd (a także spadochroniarze z innych formacji ) - będzie musiała w lokalnych społecznościach zapracować na swój sukces bez pomocy protektora. W tym miejscu moje drogi z Januszem Korwin-Mikke się rozchodzą. On patrzy na to wszystko z pozycji władzy. Ja patrzę z pozycji rządzonego. Nie ma porozumienia między batem a d... . To ja – wyborca, chcę mieć bat na liderów partyj ( pisząc Korwinem ;-)) ,a nie chcę, żeby oni mieli bat na mnie. JOW-y są nikorzystne dla partii słabo zakorzenionych w społeczeństwie - w tym także dla mojej, ale moim zdaniem korzystne dla Polski.

Życzę więc sukcesu Kukizowi i mam nadzieję, że on, albo Komor, albo Duda, albo ktokolwiek, doprowadzi do zmiany konstytucji i zakończenia w Polsce ustroju „feudalizmu demokratycznego” dzięki zmianie mechanizmu wyborczego.

 

Jeszcze co do wyników opcji koliberalnej, krótko: umoczyliśmy. Wilk – 0.46%, Korwin „aż” 3.26%. Po zsumowaniu poniżej progu wyborczego. Jest to efekt rozłamu w partii, tego że zamiast pracy nad wyborcami musieliśmy się wszyscy skupić na budowaniu lub odtwarzaniu struktur od nowa. Przede wszystkim jednak był to efekt drogi na skróty, jaką wybrał nasz lider. Niestety, Janusz Korwin-Mikke poniósł klęskę, bo uwierzył, że sam, jeden, swoim nazwiskiem, zapracował na sukces formacji w wyborach europejskich i że powtórzy to w wyborach prezydenckich i parlamentarnych. Jednak rzeczywistość jest bardziej skomplikowana. Ludzie nie głosowali „na Korwina”, bo to JKM, tylko dlatego, że uosabiał bunt wobec „onych”. I kiedy pojawił się inny buntownik, bardziej estetyczny, bardziej przystępny, bardziej medialny, mniej obciachowy – to zgarnął stawkę i z 11% poparcia zostało 3.3%. Nawet po zsumowaniu w Wilkiem poniżej progu wyborczego. (Pomijam błędy w kampanii: gadkę o strzelaniu do górników i podłożenie się Kukizowi w czasie debaty).

I co z tym zrobić? Trzeba zacząć od nowa. Jeszcze nie wszystko stracone. Ale zarówno lider jak i ci którzy za nim stoją muszą przyjąć do wiadomości prostą prawde: nie ma drogi na sktóry. Nie wystarczy zjeździć Polskę i wszędzie opowiadać te same kawałki o odrąbywaniu od koryta. Potrzebne jest wychodzenie do kolejnych grup wyborców z ofertą programową. Program trzeba przedyskutować i przedstawiać tym grupom tak, by zrozumiały jakie w nim kryją się szanse dla nich – nie ogólnie dla świata i okolicy, ale konkretnie dla nich. Potrzebna jest organizacja, która to robi, która na co dzień walczy o wyborcę, która jest zakorzeniona w społeczeństwie, która jest rozpoznawalna od lat.

Organizacja partii Nowa Prawica to był atut, który Korwin miał przeciw Kukizowi – wolnemu strzelcowi. Tego atutu Korwin sam się pozbył, bo w organizacji już tak jest, że wódz musi liczyć się ze swoimi ludźmi, szczególnie działającymi z nim od lat. Powstaje nowa partia, o nazwie KORWiN – czyli nastawiona jest tylko na osobistych fanatyków Prezesa. A tych jest 3.3 %. Cienko to widzę – chyba bez jakiegoś ruchu zjednoczeniowego się nie obejdzie. Może ten wynik wyborczy będzie kubłem zimnej wody na głowy działaczy z obu zwaśnionych stron.

Popieram prawo własności, JOW, niskie podatki, przejrzyste prawo, karanie przestępców. Jestem przeciw uchwalaniu prawa, którego nikt nie będzie przestrzegał (poza frajerami). Nie mam nic przeciw skandynawskiemu modelowi państwa, o ile jego wprowadzanie rozpocznie się od przywrócenia monarchii.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka