Grim Sfirkow Grim Sfirkow
191
BLOG

Szekspir i światy minione

Grim Sfirkow Grim Sfirkow Rozmaitości Obserwuj notkę 0

Ostatnio naszło mnie na Szekspira. Znalazłem na Chomiku całą kolekcję dramatów zrealizowaną na początku lat 80 przez BBC. Nie w każdym calu są to wybitne przedstawienia, ale i tak warto obejrzeć. Zacząłem od „Wesołych kumoszek z Windsoru”. Kto nie obejrzał, albo nie był w teatrze – to pozycja obowiązkowa. Naprawdę zdrowo się uśmiałem. Słabe strony przedstawienia to Falstaf – zupełnie nijaki, nie umywający się do polskich wydań „rycerza samochwały” w postaci każdej z mutacji imć pana Zagłoby, czy Papkina. Anglicy (wtedy – lata 70 i 80 ubiegłego stulecia) chyba nie bardzo rozumieli tę postać, zupełnie nie pasującą do angielskiej, wiktoriańskiej stateczności. W ogóle aż prosi się o jakąś nowoczesną realizację, tak jak ostatnia wersja „Kupca weneckiego” z Alem Paczino. Najlepiej, gdyby po prostu wkroczył ktoś na plener kręconego właśnie kolejnego „Pirata z Karaiba” i zaangażował ekipę, nawet bez zmian strojów i dekoracji. John Deep jako Falstaf w charakteryzacji Jacka Sparrowa? To by było coś! A jego kompani: Pistol i Bardolf – to mogli by być Pintel i Ragetti (ten ze sztucznym okiem).
Sztuka ta jest fascynująca w wielu wymiarach. Dla mnie jest wciągająca jako wyprawa w światy już nie istniejące. Smutek przemijania – to zostaje po jej obejrzeniu. Nawet autor sztuki daje temu wyraz, odnosząc się do anglo-saskiej, pogańskiej przeszłości wyspy, do legendy o Hernie myśliwym i nocnych tańcach mieszkańców lasu przy jego dębie. Finał sztuki, pod dębem Herna, zadziwiający i przezabawny zarazem, żartobliwy i magiczny. Może to nie stateczni windsorscy mieszczanie poprzebierali się za leśne straszydła, ale zamieszkałe wśród ludzi elfy i gobliny na chwilę ujawniły swoją prawdziwą naturę, aby zadrwić ze zbyt zuchwałego kawalera? Na marginesie – sztuka ta jest pomnikiem echa wierzeń przedchrześcijańskich w formie, jaka dotrwała do czasów Szekspira.
Ale jeszcze bardziej żal tego świata angielskiego ziemiaństwa z początku XVII wieku. Czasów, gdy gospodarze wzajemnie zapraszali się do domów (obyczaj ten we współczesnej Anglii znany jest głównie z Szekspira, jeśli wierzyć temu co o wyspie opowiadają polscy emigranci), polowali, pojedynkowali się, zalecali. Albo – jak w komedii – płatali sobie figle. Takie życie – to jest życie! Chociaż nie tak mi żal tego próżniactwa (zresztą w realnym życiu pewno tak dobrze nie było), ale dworności, tego sposobu wyrażania się, tej uprzejmości, czasem niezgrabnej, ale jednak w jakiś sposób wdzięcznej. Tu znów wtręt historyczny – komedia ta, jedyna przez Szekspira napisana jako współczesna -  jest uważana za pomnik ówczesnej obyczajowości.
Kolejna warstwa przemijania, to czasy, w których sztukę nakręcono. Lata 80 ubiegłego stulecia, czasy „Małgorzaty Taczerowej”, kiedy lewica zajmowała się jeszcze mizernymi dochodami „ludzi pracy”, a walczącej z nią prawicy nawet nie śniło się, że kiedyś będzie popierać formalizację związków pederastycznych. Te czasy także przeminęły, a wraz z nimi brytyjskie społeczeństwo tamtej epoki. Czy coś z niego zostało współcześnie? A jeśli tak, to co i w jakiej formie?

Dziwnie się ogląda sztukę w tak różne sposoby odległą od współczesności. Skłania to do spojrzenia wstecz: zacząłem zastanawiać się jak wyglądał świat w jakim żyję kiedyś – gdy byłem dzieckiem, gdy byłem młodzieńcem, w różnych fazach mojej dorosłości. Co właściwie po nas zostanie? Jak będą nas widzieć ci, którzy przyjdą po nas?

 

Popieram prawo własności, JOW, niskie podatki, przejrzyste prawo, karanie przestępców. Jestem przeciw uchwalaniu prawa, którego nikt nie będzie przestrzegał (poza frajerami). Nie mam nic przeciw skandynawskiemu modelowi państwa, o ile jego wprowadzanie rozpocznie się od przywrócenia monarchii.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości